0
elemela 14 września 2018 18:39
19.06.2018 – DZIEŃ TRZYNASTY







Rano zbudził nas skwar palącego słońca. Toaleta w beczce z wodą (której było na dnie), szybkie śniadanie i uciekamy. W miedzy czasie uświadamiając sobie, że została nam jedna 0,5- litrowa butelka wody na 3 osoby, żar leje się z nieba a jesteśmy w środku kanionu.
Ja martwię się aby się nie odwodnić, zresztą suszy mnie po wieczornym winku przy ognisku a tych dwóch knuje jakby tu od Siuksa załatwić internet, bowiem biorąc pod uwagę przestawienie czasowe: właśnie zaraz zacznie się mecz Polska-Senegal! Nie ma szans chłopaki meczu nie ma dzisiaj w planie
Z campingu jedziemy na Spider Rock Overlook, gdzie prócz niesamowitych wrażeń wzrokowych, również zmysł słuchu jest wystawiony na niecodzienne doznania akustyczne, mianowicie: dźwięk cykad, bardzo głośny, intensywny, po prostu taki charakterystyczny hałas, upalny dzień, my troje, grupa staruszków z balkonikami w towarzystwie pielęgniarek, pewnie z jakiegoś pobliskiego domu starców (a propos staruszkowie byli urody indiańskiej) i piękny pejzaż z 2 skalnymi szpicami pośrodku…taka moja prywatna, indiańska impresja.



Osobiście wszystkim polecam odwiedzenie tego miejsca: Canyon de Chelly National Monoument.
Kolejnym punktem naszej podróży, który niekoniecznie polecam jest 4 Corners – czyli miejsce w którym przebiega granica 4 stanów: Utah, Arizony, Nowego Meksyku i Colorado. Tu już za samo wejście na swój teren Navajo kasują 5$/os (czyli więcej niż za nocleg na campingu w Canyon de Chelly). Wewnątrz obudowanego dookoła kioskami z wszelakim badziewiem można znaleźć flagi 4 stanów i krzyż jako symboliczną granicę 4 stanów. Dobra fajne….jedziemy dalej.







Po drodze daleko na horyzoncie wydać Shiprock – tą słynną górę/skałę którą widzieliśmy w przewodnikach w rozdziale New Mexico.



W jej pobliże prowadzą jedynie drogi szutrowe a my nie narzekamy na nadmiar czasu zatem fota przez szybę i w drogę.
Plan na dziś to całkowita zmiana klimatu na górskie serpentyny i najwyższy punkt na naszej trasie ponad 12,000stóp z tego co pamiętam. Zmierzamy na północ do San Juan National Forest i dalej do Black Canion of the Gunisson w Colorado.
Od Durango do Silverton a potem Ouray snują się serpentyny Million Dollar Highway (US-550)…pewnie chodziło tu o koszt wybudowania tej drogi poprzez szczyty górskie, mnóstwo wzniesień serpentyn, tuneli wykutych w skałach ale mi ta nazwa kojarzy się z alpejskimi widokami zapierającymi dech w piersiach, wartymi miliony. Scenic Byway 12 nie dorasta jej do pięt.

































Cały teren San Juan National Forrest wart jest zostania tam na kilka nocy, jednak pod koniec czerwca teren ten spustoszył pożar, co mogliśmy zaobserwować nawet zza szyb samochodu. Spalone połacią lasu, zakaz wstępu na tereny leśne, zakaz campingowania, ba nawet zakaz korzystania z publicznych, przydrożnych toalet, co niektórym daje się silnie we znaki. Mijamy te wszystkie alpejskie klimaty i drżąc o to czy w związku z tymi pożarami nie będzie i kłopotów z ogniskiem w całym Colorado docieramy do Black Canyon of the Gunnison, gdzie mamy zarezerwowany nocleg na campingu. A tam …..



















Halo przecież my wieziemy drewno od Wyoming, na kolacje zostało nam z 8 puszek Campbell’s, mamy je jeść na zimno?! Litości! Akurat tak się złożyło, że nasze miejsce campingowe otoczone było gęstymi krzakami, tak, ze praktycznie nie było widać ani ławki, ani namiotu ani fire ringa. Ale ognicho ludzie zaraz wyczują. Co robić?! To miało być nasze ostatnie ognisko, jutro nocujemy już w hotelu w Colorado Springs, a pojutrze AriveDerci. Wszędzie są wywieszki przy wjeździe na teren Parku, przy wjeździe na camping, przy kiblach. Żadnego ognia. Przyjdzie host i wlepi nam mandat, ciul wie ile? 100$-200$ albo sprawa w sądzie Colorado. Decyzja?! Palimy-tym razem serio- krótkie ognicho tylko po to by przygrzać puszki a potem gasimy, a jak ktoś przyjdzie to udajemy Greków. Jak postanowiliśmy tak i zrobiliśmy, nie spowodowaliśmy żadnych szkód ani co gorsza pożaru ale do tej pory mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Jesteśmy nie u siebie, w kraju gdzie prawo jest respektowane, gdy dozwolona prędkość jest określana jako 60mil/h żaden z Amerykanów nie jedzie szybciej, a gdyby jechał i przyłapał go na tym szeryf, nawet nie próbował by dyskutować ani obrócić wszystkiego w żart, po prostu pokornie by przeprosił. Żaden zdrowy Amerykanin nie zaparkuje też na miejscu dla niepełnosprawnych. Szanujemy prawo, przepisy, reguły i siebie nawzajem.
Jedno z miejsc na campingu, jakieś z 30 metrów od nas zajmowała rodzinka z gromadką 5-6 letnich dzieci, jedna z dziewczynek miała urodziny, było gromkie odśpiewanie Happy Birthday. Po czym jedno z dzieci powiedziało: „Mamo czuję, że ktoś pali ognisko! Czujesz zapach ogniska?” Mama:” Tak kochanie ale jest zakaz, oni postępują wbrew zasadom” Dzieciaki pewnie od dawna planowały ognisko podczas campingu urodzinowego, ale tak wypadło, że akurat wprowadzili zakaz w Colorado z powodu pożarów lasów, musiały więc zacisnąć zęby i pogodzić się z campingiem bez ognia. Tak się postępuje w Stanach, zgodnie z zasadami. Musimy do tego przywyknąć i następnym razem nie przekraczać prędkości i nie łamać zasad campingowych!


20.06.2018 – DZIEŃ CZTERNASTY

Z rana objeżdżamy punkty widokowe Black Canyonu, kupujemy magnesiki pozbywając się ćwiartek i kierujemy się ku Colorado Springs. Droga tam prowadzi znowuż przez tereny górzyste, jest zielono, wysoko i pięknie.









Colorado to piękny stan, definitywnie należy tu wrócić na dłużej. Już w samym Colorado Springs znajdujemy liquor store, gdzie nabywamy drogą kupna 6-ciopak piwa (który umila nam chwile podczas próby spakowania wszystkiego dokupy) oraz flaszeczkje amerykańskiej wódki Skol+kilka puszek Arizony dla relaksu na wieczór.



Hotel Crossland prezentujący całkiem przyzwoite wnętrza okazuje się przystanią dla meneli, ćpunów i wszelkiej degeneracji. Jak się szczęśliwie okazało całkowicie nieszkodliwej. Po spakowaniu się, bardzo długim prysznicu i spałaszowaniu kolacji w postaci…zgadnijcie:
a) Pizzy z dowozem
b) Hot dogów z pobliskiej stacji benzynowej
c) Pozostałych 3 puszek Campbell’s odgrzanych na palniku w aneksie kuchennym +Idahoan potatos?
Ten palnik to taki substytut fire-ringa…a puree ziemniaczane instant zostały jeszcze na rano
Relaksujemy się w wygodnych lóżkach typu King size z drinczkami i oglądamy w tv koncert w którym występują Lynard Skynard (oni jeszcze żyją!!!! I grają!)


21.06.2018 – DZIEŃ PIĘTNASTY



Rano parząc kawkę i serwując śniadanie widzę kartonik po potrawce z kurczaka jaką zastaliśmy już w zamrażalniku…czekaj, czekaj ta wódka z Arizoną. Młody czy my zjedliśmy wczoraj tą mrożonkę z zamrażalnika??!! Bo nic nie pamiętam. Nie ty już spałaś, kiedy nam dwóm włączyła się gastrofaza.  Acha. Dobra była?…nooooo zajebista Przygrzaliśmy sobie w mikrofali.
Kiedy jesteśmy już po śniadanku, kawce, porannym prysznicu i wypadałoby opuszczać Colorado Springs, co niektórzy odkrywają, że w Soczi właśnie rozgrywa się jakiś mega –ważny dla nas mecz!!!



Zjeżdżamy na dół do recepcji celem wymeldowania się przy wejściu do windy mijamy się z długowłosym typem w pidżamie (takiej szpitalnej) z butelką mleka w ręku. Już wcześniej to zauważyliśmy to normalnie ludzie żyją, mieszkają, całe rodziny z dziećmi. Taka sytuacja na Crosslandzie. Babeczka z recepcji mówi, że odda depozyt, który wczoraj daliśmy jej w gotówce (100$) gdy sprawdzi, że nie wyrządziliśmy w pokoju żadnej demolki. Już samo to świadczy o klasie hotelu …na szczęście okazuje się, że odzyskujemy naszą stówę i prujemy w kierunku Denver Airport. W Alamo oczywiście wszystko idzie jak po maśle, pani skanuje naklejkę, uśmiecha się szeroko i życzy udanej podróży.



Lufthansa o dziwo się nie spóźniła. Ale zgubiła walizkę (3-ci raz lecimy Luftką i 3-ci raz zgubili bagaż) ale tym razem chyba z naszej winy. Trochę przekombinowaliśmy. Jako, że do Stanów lecieliśmy we trójkę z 1 bagażem głównym i 3 podręcznymi a wracamy z 3-ma podręcznymi i 3-ma głównymi pytamy panią Lufthansową w Denver czy bagaże polecą do portu docelowego to jest Dublina (bo mamy przesiadkę w Monachium), pani mówi, że bagaże nadawane są do portu docelowego. My: OK. Ale nie dodaliśmy, że jeden z nas wysiada w Monachium i tam zostaje, a tak właściwie wszystkie te 3 walizy są nasze i chcemy, je odebrać w Dublinie. Jak się okazało w Monachium rejestrują przy kontroli paszportowej kto opuszcza lotnisko i automatycznie walizka tegoż delikwenta krąży sobie po taśmie w Monachium. Na szczęście udało się to odkręcić i kurier przywiózł nam ją następnego dnia. Gdyby ktoś próbował tego typu akcji to należy się liczyć z tym, że jeśli ktoś wysiądzie po drodze i opuści lotnisko to jego walizka może podążyć jego śladami.

PODSUMOWANIE:
Podsumowując Stany zachwycają nas w dalszym ciągu, zarażamy tym zachwytem najbliższych a Ci najbliżsi swoich znajomych i bliskich. Zastanawialiśmy się czy Młody się wkurzy i „obrazi” na całe USA za te jaja z wizą, na szczęście nie wpłynęło to w żaden sposób na postrzeganie Ameryki. Te nasze zamiłowanie i zachwyt USA jest jak sekta, jak kosmetyki Avon, rozdajemy katalogi, kusimy, katujemy bliskich fotami, filmami, opowieściami, wyliczeniami a w konsekwencji wysyłamy do ambasady po wizę. W tym roku udało się z Młodym i znajomi już wyrażali zainteresowanie ale ciąża i termin porodu korelujący z naszym wylotem utrudnił akcję. Natomiast Młody jest bardzo dobrym „konsultantem”, rozprzestrzenił wici (rozdał katalogi), poopowiadał, odpowiednio zachęcił i wysłał do ambasady koleżankę, co zaowocowało wizą wbitą w paszport.
United Airlines bardzo porządna firma, za opóźniony lot przeprosili, oddali po 600E (ba nawet proponowali voucher do wydania w United na kwotę 900$) – co obniżyło znacznie koszt wyprawy. Swoją drogą Małżowina doskonale znany z licznych interwencji w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego jest naczelnym rodzinnym odzyskiwaczem odszkodowań od wszelakich liń lotniczych. Ostatnio telefon od mojego brata: „Słuchaj szwagier, bo wspominaliście, że jak lot się opóźni to jakieś odszkodowanie się należy a my właśnie mamy 8h opóźnienia z Pyrzowic do Malagi, lecimy w 9 osób. Wizzair mówi, że nie mają samolotu i nazywa to problemami technicznymi”….”E no Panie to Wizzair będzie bulił…nie wyrzucajcie kart pokładowych”  To taka dygresja na temat opóźnionych lotów. Gdyby ktoś miał problem z odzyskaniem odszkodowania za opóźnienie to proszę się zgłaszać. Znam gościa co za flaszkę whiskey się tym zajmie. A gdyby ktoś chciał katalog Avon ze stronami zapachowymi: igliwia z Yellowstone, trawy żubrowej z Grand Teton, zapachu ogniska i Marshmallows to zapraszamy do ambasady w Krakowie (w Warszawie niby też można spróbować) :)

Dodaj Komentarz